Słoneczne wieści #7
Otwarcie zamówień na "Moret. Prolog", darmowe PDFy z okazji Piątku Czarnego jak Słońce, refleksje natury artystyczno-rodzinnej i książkowa polecajka.
Cześć, słońca! Ponieważ znowu przygotowałam dużo różnych treści (jest i “sprzedażowo”, i refleksyjnie o własnej i cudzej twórczości), przejdę od razu do konkretów. Zapraszam do lektury!
Gdyby okazało się, że wpis nie wyświetli się w całości w Waszych mailach, a na dole pojawi się komunikat “View entire message” (“Wyświetl całą wiadomość”), to śmiało w niego klikajcie, żeby zobaczyć resztę tekstu.
Piątek Czarny jak Słońce
W nawiązaniu do Czarnego Słońca, które pojawia się w moim “Moret”, postanowiłam wykorzystać okazję, jaką jest Czarny Piątek i podzielić się z Wami moją komiksową twórczością. Przygotowałam więc coś w rodzaju dwóch ofert, które znajdziecie poniżej:
“Moret. Prolog” - otwarcie zamówień do wysyłki
Zostało mi jeszcze trochę egzemplarzy “Moret. Prolog”, a wiem, że nie wszyscy moi czytelnicy mieli szansę zjawić się na trójmiejskich imprezach, by je nabyć. Postanowiłam więc Wam to umożliwić drogą wysyłkową!
Oficjalnie otwieram zamówienia, które przyjmuję do 08.12.2024 (lub do wyczerpania zapasów) za pośrednictwem zalinkowanego wyżej formularza. Do każdego zamówienia dorzucam jeden egzemplarz zinka “Czas zachwytu” gratis (również do wyczerpania - obowiązuje zasada kto pierwszy), a dodatkowo mogę dołożyć do wysyłki jeszcze “Komornika dusz” lub trochę drobnicy. Po zakończeniu zbierania zamówień będę je realizować prawdopodobnie do 15.12.2024 - liczę, że dotrą przed Świętami 😉
Jeśli jednak nie chcecie kupować “Moret. Prolog”, bo np.:
ostro oszczędzacie,
wolicie zaczekać na pierwszy tom, który również będzie zawierał prolog,
Wasze półki nie są z gumy…
…to żadem problem! Dla Was mam drugą, cenowo atrakcyjniejszą ofertę:
Darmowe PDFy
Obiecałam Wam, że jakiś czas po premierze “Moret. Prolog" udostępnię komiks w formie PDFa i właśnie nadszedł ten czas! To jednak nie wszystko - dla osób, które jeszcze nie miały okazji czytać “Komornika dusz”, przygotowałam specjalną świąteczną wersję demo, zawierającą aż 4 ROZDZIAŁY! Czyli praktycznie połowę całej historii. Wersja ta będzie dostępna do końca 2024 roku, czyli przez nieco ponad miesiąc (po tym terminie wróci jednorozdziałowe demo, które można było pobrać dotychczas). Oba komiksy pobierzecie całkowicie za darmo stąd:
Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Wam udanej lektury! ❤️
Krótkie podsumowanie ostatnich imprez
W listopadzie uczestniczyłam w ramach SEMPowego kolektywu w aż dwóch imprezach.
Najpierw odbył się Pasja Minicon, całkiem obfity w atrakcje - jedną z nich było spotkanie, które poprowadziła
(dzięki wielkie!), a drugą nasza wystawa “Fantastyczne światy, fantastyczne historie”. Bardzo nas ucieszyło, że nasza twórczość zaintrygowała niejednego nowego czytelnika, który później odwiedził nas na stoisku. Bardzo nas za to stresowały pytania o kolejne premiery… Wierzcie - my też już nie możemy się ich doczekać! 😅Tydzień później z kolei zadebiutowałyśmy na Festiwalu aleGRAMY. Tam już bez większych atrakcji 😉
Dzięki wielkie dla organizatorów obu wydarzeń za szansę zaprezentowania się nowej i starej publiczności!
Z życia cioci-artystki
Jeśli jesteście - tak jak ja - jedynymi artystami w swoim najbliższym otoczeniu, to prawdopodobnie niejednokrotnie przy zbliżających się świętach, rodzinnych uroczystościach itp. usłyszeliście “weź coś zrób”. W moim przypadku często dotyczy to rysowania okolicznościowych kartek. Czasem, jeśli mam pomysł, robię to z przyjemnością… ale nie zawsze tak jest, niestety. Chyba moim największym takim projektem, w który zostałam wrobiona w 2014 roku, były gwiazdkowe mini-karteczki, które przymocowano później do prezentów i wpisano w nie imiona obdarzonych (a było ich wtedy wiele, bo zjechała się cała najbliższa rodzina!):
Ostatecznie, mimo początkowych męczarni i rysowania w atmosferze pośpiechu, miałam sporą radość z ich tworzenia i ośmielę się stwierdzić, że wyszły całkiem przyzwoicie. Czy mój wysiłek został doceniony? Odpowiedź na pytanie uzyskałam, widząc moją ciężką pracę wśród śmieci z porozrywanych opakowań prezentów… Oczywiście zainterweniowałam, dzięki czemu karteczki udało się ocalić, a mój artystyczny wkład w sprawienie, żeby nasze święta były jeszcze bardziej kolorowe i urocze, został zauważony i zaaprobowany. Żeby była też jasność, nie doszukiwałam się złych intencji w początkowym zignorowaniu moich rysunków; podejrzewam raczej, że po prostu był to tak mały element, że mało kto zwrócił na niego uwagę… A może zrobiłam je tak estetycznie, że wszyscy myśleli, że to kupione karteczki, stąd brak uwagi? Taki scenariusz byłby całkiem pochlebiający 👀
Nie zmienia to jednak faktu, że powyżej opisana sytuacja utrwaliła we mnie pewną niechęć do podejmowania tego typu wysiłku. I nie chodzi tu o próżność - myślę, że każdy, kto wkłada swoją energię w przygotowanie prezentu (niezależnie od tego, czy jest kupiony, czy własnoręcznie wykonany), liczy na pozytywną reakcję i dojrzenie radości w oczach obdarowanej osoby. A kiedy coś rysuję, to poświęcam na to mój czas i kreatywne zasoby (nie mówiąc już o materiałach) - czyli coś dla mnie bardzo cennego, nawet jeśli niedającego się zmierzyć w materialnej wartości. Dlatego czasem, kiedy słyszę “mogłabyś coś narysować dla XYZ”, czuję napięcie i opór. I zdarza się, że odmawiam - bo nie chcę dawać komuś pracy, która będzie owocem presji i mojego marudzenia.
Jest jednak osoba, której co kilka lat chętnie coś narysuję - mój siostrzeniec. Niedawno obchodził swoje 16 urodziny. Chłopakowi w tym wieku ciężko jest kupić prezent - na zabawki jest już za stary, ciuchy dobiera według własnych upodobań… Ale miewa finansowe potrzeby związane ze sprzętem elektronicznym. Padło więc na tradycyjną “kopertę”. Czułam jednak w tym roku, że chciałam mu dać coś więcej, coś od siebie. A co biedna ciocia jak ja może dać oprócz kawałka swojego artystycznego serca?
Nie byłby to pierwszy raz, kiedy coś dla niego rysuję. W tym samym roku, co gwiazkowe karteczki (czyli 2014), stworzyłam obrazek nawiązujący do motywu z popularnej wtedy jeszcze gry Angry Birds. To były jego 6. urodziny i pamiętam jak dziś moment rozpakowania prezentu, jego szok na widok pracy i cicho wypowiedziane słowa: “To najwspanialszy prezent jaki dostałem życiu.” Oczywiście, moja artystyczna próżność była połechtana taką reakcją, ale przede wszystkim cieszyło mnie, że sprawiłam mu radość! I dlatego tym chętniej co parę lat coś mu narysuję.
Oczywiście, 16-letni chłopak już się nie interesuje Angry Birdsami. Teraz ogląda slashery, ku mojemu przerażeniu jako przykładnej cioci! No ale ja w jego wieku czytałam “Hellsinga”, więc nie zamierzam zapominać, jak to byłam cielęciem i choć sama nie oglądałam ostatnio uwielbianego przez siostrzeńca “Terrifiera”, to występujący w nim klaun Art wydał mi się postacią bardzo ciekawą do narysowania i całkiem pasującą do mojego obecnego stylu. Po pobieżdnym przestudiowaniu paru zdjęć zabrałam się więc do roboty! A oto efekt finalny:
Rysunek sprawił radość solenizantowi, a ja nawet doczekałam się pochwały za prawidłowe odwzorowanie rękawów! (Choć zwrócił mi uwagę na brak gumeczki od kapelusika… ale brak ten został wybaczony 😁)
Te dwa rysunki bardzo dobitnie pokazują, jak bardzo można się zmienić przez lata. Mój siostrzeniec, bo z dziecka stał się młodym chłopakiem, który “lada chwila” wejdzie w dorosłość i, co zrozumiałe, lubi kompletnie odmienne dobra kultury niż kiedyś… I ja też się zmieniłam. Bo już się nie wygłupiam z kolorowaniem! (No dobra, czasem się zdarzy…)
Ciekawe, kiedy znów mu coś narysuję… i co tym razem?
Książkowa polecajka: “Młot na poetów, albo Kronika ściętych głów”
Już w poprzednich Słonecznych wieściach chciałam umieścić dwie książkowe polecajki… ale okazało się, że wpis był za długi! Powstało więc ryzyko, że nie wyświetlałby się w całości w Waszych skrzynkach pocztowych. Jednocześnie nie chciałam skracać tego, co już napisałam. Dlatego segment z literackimi polecajkami znalazł się dopiero w dzisiejszych wieściach. Pierwotnie miał zawierać dwie recenzje fajnych książek, które skończyłam czytać/przeczytałam w październiku… ale i tym razem przekroczyłam limit! Dlatego dziś zostawiłam tylko jedną z nich, a drugą przeniosłam do następnego wpisu (znowu!).
Pewnego razu, będąc w księgarni celem zakupu konkretnej książki, przypadkiem dostrzegłam na półce tę oto okładkę:
Kto mnie zna całkiem dobrze, ten wie, że mam słabość do nowożytnych rycin, więc okładka wykorzystująca jedną jest na mnie skutecznym wabikiem. Niemniej interesujący wydał mi się tytuł i opis z tyłu. Co ciekawe, opis ten niewiele mi powiedział, o czym będzie książka… Ale tyle wystarczyło, by mnie zaintrygować! Potem jeszcze - dopiero - zwróciłam uwagę na autora, czyli Jerzego Limona, którego tekstów nigdy nie czytałam, ale o którym wiele słyszałam, łącznie z tym, że był niezłym gawędziarzem. Nie potrzebowałam więcej znaków. Coś mnie do tej książki przyciągnęło, tak miało być!
Mam dość sporą “kupkę wstydu”, pełną książek i komiksów czekających na swój moment. “Młot na poetów” nie czekał długo, może parę tygodni. I choć nieco dłużej zajęło mi jego skończenie (czytałam z doskoku, ale zawsze z ogromnym zainteresowaniem), uważam, że to była doskonała lektura i bardzo udany zakup.
Zacznę od tego, że jest to książka naukowa - ilość przypisów i informacji przyprawia o zawrót głowy. Jednocześnie w niczym nie przypomina mi struktury książek naukowych, z którymi miałam do czynienia np. w czasie studiów. Być może dlatego, że jest to jednak inna niż “moja” dziedzina (czytywałam książki historyczno-artystyczne, a nie literaturoznawcze)? Niezależnie od tego, książkę tę napisano językiem swobodnym, bardzo obrazowym, momentami może lekko napuszonym (miłośnicy kultury i sztuki tak już czasem mają - mówię to jako miłośniczka kultury i sztuki!), ale w sposób zabawny i nierzadko celny, więc w ogóle mi to nie przeszkadzało.
Nie tylko język jest w tej publikacji swobodny, choć w dużym stopniu przyczynia się do przyjemności z czytania. Swobodnie płyną również myśli autora, sprawiając wrażenie skakania z tematu na temat, choć tak naprawdę jedna myśl wynika z drugiej. Spora część książki jest skonstruowana trochę jak ciągły tok dygresji, które ubogacają temat, nadając mu szerszy kontekst. A o czym jest właściwie ta książka? Na początku: o pamięci i historii, jak jedno kreuje drugie. Trochę jak w powiedzeniu: historię piszą zwycięzcy. Opisując różne wydarzenia z przeszłości, przedmioty z różnych epok historycznych czy kultur (niekiedy wręcz niezwiązanych z tym, co w dalszej części książki staje się przewodnim tematem), autor stworzył przekonujący obraz historii, która nie jest jednolita, a jej odbiór pozostaje uzależniony od wielu czynników. A jednocześnie odnalazł nieoczywiste połączenia między tym, co zdawało się od siebie odległe, nawiązując również do czasów bardziej nam współczesnych.
Później treść książki staje się już nieco bardziej spójna, choć wciąż niepozbawiona narracyjnej swobody. Limon poświęcił ją głównie czasom panowania angielskiego króla Jakuba I Stuarta (przełom XVI/XVII wieku) i licznym pismom o charakterze niby religijnym… ale tak naprawdę politycznym. W Europie tego okresu, w odpowiedzi na hasła i listy głoszone i słane przez rzeczonego króla, powstawały opozycyjne teksty, paszkwile, które miały ośmieszyć angielskiego władcę, jego zadufanie w sobie, przekonanie o nieomylności w sprawach religijnych. Jak to się mawia: ta zniewaga krwi wymaga! I tak po Europie - w tym i Polsce (szczególnie Gdańsku) - kręcili się angielscy szpiedzy, których zadaniem było odnaleźć autorów niepochlebnych publikacji i doprowadzić ich do rozwodu głowy z ciałem (tekst zaczerpnęłam wprost z omawianej książki, tak mi się spodobał!). Treść jest więc niesamowicie gęsta, bogata i - jak sam autor pisał - wiele poruszonych w niej wątków mogłoby doczekać się realizacji w postaci filmów, sztuk itd.
To miała być w założeniu mini recenzja… Ale widocznie “Młot na poetów” wywarł na mnie takie wrażenie, że nie umiałam się pohamować i napisałam trochę więcej, niż pierwotnie planowałam. Nie przepraszam! Książka Jerzego Limona to fascynująca lektura, pełna zabawnych wtrętów, nieco absurdalnych wydarzeń (które wydarzyły się naprawdę!) i z pewnością poleciłabym ją każdemu, kto interesuje się historią i kulturą. I ma w sobie dużo głów z kryzami! (Uwielbiam kryzy)
Dzisiejszy, ponownie nieco przydługawy wpis jest prawdopodobnie ostatnim w tym roku. Teraz planuję skupić się na rysowaniu (a w międzyczasie na wysyłkach dla chętnych), żeby przy następnej okazji mieć o czym pisać 😉
A skoro najbliższe wieści planuję dopiero na styczeń/luty (albo i kolejne miesiące), to z góry życzę Wam Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku 2025 ❤️ Trzymajcie się, nie dajcie się i do następnego 🌞
Udanego grudnia i wielu ciekawych planów na kolejny rok!
Dzięki za wspomnienie o mnie - to była sama przyjemność prowadzić z Wami rozmowę. A dla tych, którzy nie mogli, z chęcią przypomnę naszego lajwa, pamiętasz?
https://www.youtube.com/live/DfVKnf0EzBA?si=ZJSIz_IjL2h90XuY